08.06.2019r.
No i stało się. Dobrze żarło i zdechło. Niestety, w tym najważniejszym dniu bardzo zabrakło Kajtka, będącego na wakacjach z mamą na Zakhyntos. Rozgrywki poszły chłopakom bardzo dobrze. Kolejne mecze wygrywali. Niektóre nawet bardzo spektakularnym wynikiem. Najpierw 17:0 potem 8:0 i 5:1. Półfinał też był owocny, znowu wygrana, 9:2. Te mecze miałem relacjonowane. Na finał udało mi się przyjechać prosto po pracy.
Tu przyszedł niestety czas na pierwszą przegraną. Tak wysoko, bo w samym finale Minimistrzostw Daichmann Trzebownisko (Rzeszów) 2019. Po ciekawym meczu wynik został ustalony na 2:3. Dość szybko padła bramka na naszą niekorzyść. To niestety dość mocno załamało morale drużyny. Widać że chłopcy byli bardzo zmęczeni. Ostatecznie za nimi aż cztery intensywne spotkania a do tego jeszcze wysoka temperatura ok 30 stopni i całkowity brak cienia. Miało się wrażenie, że są bardzo niepewni siebie. Jakby zapomnieli jak wiele już osiągnęli. Bardzo możliwe, że presja, jaka na nich ciążyła dała o sobie znać. Potem gdzieś zaplątał się kolejny gol dla przeciwnika. Nastroje fatalne. Niektórzy ze łzami na policzkach. Emocje w zenicie. Piękna akcja naszego najwaleczniejszego napastnika ale przerwana dość brutalnym faulem tuż przed polem karnym, za którym stoi bramka dająca nam punkty. Na szczęście nic poważnego poza mocnym siniakiem się nie stało. Interweniowała lekarka ze sprayem zamrażającym. Po chwili akcja zostaje wznowiona. Jak się okazuje, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Sprawa jedynie przesunięta w czasie. Udaje się wyegzekwować rzut wolny z efektowną bramką zaraz pod poprzeczką. 1:2! Natychmiast widać jak wraca wiara w możliwości. Kilka fajnych akcji i koniec pierwszej połowy. Bardzo krótka przerwa, zamiana połów i gra toczy się dalej. Niestety przeciwna drużyna nie próżnuje. 3:1. Miny nietęgie. Mimo to udaje się strzelić jeszcze jednego gola! Znów mamy szansę. Jest kilka minut do końca. Jedna z mam krzyczy do swojego syna: "...jak strzelisz bramkę, kupię ci nowy telefon!!!" Niestety mimo kilku ciekawych prób spotkanie kończy się niewielką, ale jednak przegraną. Kolega, który stał na bramce robił co potrafił. Jestem przekonany że co najmniej dwie ze straconych bramek Kajtek by przechwycił. Niewykluczone też, że morale byłoby na wyższym poziomie jakby drużyna miała za sobą super wsparcie jakim jest Kajtek. Cóż począć. Życie, żyćko. Było tak blisko. Tak niewiele zabrakło. Obeszliśmy się smakiem.
Mija kilka godzin. Dzwoni do mnie trener. Przekazuje świetną wiadomość. Okazuje się że organizatorzy rzeszowskiej edycji turnieju podjęli decyzję że ponieważ obie drużyny grające w finale przewodziły całemu turniejowi, obie pojadą na ogólnopolskie rozgrywki w Wałbrzychu. Kajtka drużyna dostaje "dziką kartę" dzięki czemu we właściwym już składzie będą mieli szanse walczyć dalej na bardzo wysokim poziomie jakiego dotychczas jeszcze nie sięgnęli. 21 do 23 czerwca rozgrywki na Dolnym Śląsku. Wałbrzych jest nasz!!!
Oczywiście z tą świetną nowiną dzwonię do Kajtka. Najpierw opowiadam o trudnościach turnieju, budując napięcie. Potem próbuję wyciskać łzy informacją o porażce w finale. Na koniec petarda! Kajtek w szoku. Właściwie nie dociera do niego co wywalczyli oraz co im się udało. Powoli dochodzi to do niego. Jest już świadom. Bardzo chce wracać do domu. Do Rzeszowa. Czekamy, to już tuż, tuż.
sobota, 8 czerwca 2019
czwartek, 6 czerwca 2019
Rozrywany celebryta.
01.06.2019r.
Tym razem historia nie koniecznie stworzona przez Kajtka ale za jego sprawą.
Rozgrywki w Turnieju Daichamana w Trzebownisku Kajtka drużynie w tym roku poszły spektakularnie dobrze. Wygrali właściwie wszystkie mecze. Niektóre nawet 12:0. Pierwsze miejsce w najmocniejszej grupie. Następny krok to finały miejskie, od których wiele zależy bo dalej już finały ogólnopolskie w Wałbrzychu. Gruba sprawa. 1 czerwca miało się okazać czy zakwalifikowali się do finałów miejskich. Jak się okazało, bez problemu. 8 czerwca planowane finały. Po rozgrywkach 1 czerwca podchodzę do trenera z informacją że Kajtka niestety nie będzie przez najbliższy tydzień na treningach i że wraca 9 czerwca bo jedzie z mamą na Zakhyntos co mieli zaplanowane jeszcze w kwietniu. Szkoda że trener o tym nie wiedział wcześniej. Chociaż i tak nie wiele by to zmieniło bo, jak się okazuje, składu a więc i bramkarza nie można zmienić po trzecim tygodniu rozgrywek a akurat mamy 7 tydzień. W efekcie trener zbladł i nie na żarty się zmartwił. Był wkurzony ale mimo to zachował zimną krew. Opanowany gość a jednak miało się wrażenie że w środku szlag go trafia. W sumie nie potrzebnie się mieszałem. Ostatecznie to nie ja powinienem o tym informować. Chciałem pomóc. Trudno. Wyszło jak wyszło. Dobrze że ktokolwiek mu powiedział. Inaczej dowiedziałby się na dzień lub dwa przed turniejem. Z tą myślą i słowami otuchy się pożegnaliśmy.
Kajtek już wcześniej nie był uradowany wycieczką, mimo że uwielbia podróżować. Tym razem miało go ominąć całe mnóstwo atrakcji, które ceni najwyżej jak to możliwe. W poniedziałek: Dzień Sportu w szkole czyli granie z kolegami z klasy w piłkę przez cały dzień. Wieczorem trening z drużyną. Wtorek, trening bramkarski. W środę i czwartek znowu trening z drużyną. No i w sobotę FINAŁ... o którym chyba wtedy jeszcze nie do końca wiedział. Był smutny i nieco bezradny.
Niedługo trzeba było czekać. Kilka chwil później sms od trenera: "Tak się zastanawiam :-) Może zbierzemy środki na pokrycie rezerwacji a Kajtek zostanie w Polsce?"
Przekazałem te informacje mamie Kajtka. Stwierdziła że nic na to nie poradzi, że rezerwacje miała wcześniej i nie będzie odwoływać na dzień przed wyjazdem.
Mój tato, dziadek Kajtka, jak się dowiedział o sytuacji, sam chciał zapłacić za rezerwację w całości, żeby tylko Kajtek został i grał w jednym z ważniejszych meczów w dotychczasowej jego karierze.
Wpadłem na pewien pomysł, więc wysłałem wiadomość do mamy Kajtka: "Wszyscy przeżywają że Kajtek nie będzie na finale... Nic mu nie mów... Ale... Jakbyśmy znaleźli samolot bez przesiadki w piątek to wsadziłabyś go do samolotu a ja bym go odebrał na lotnisku... Ok?" Skwitowała temat dość jednoznacznie: "Chyba zwariowałeś, trudno trener musi sobie poradzić ja nie będę go narażać na stres samodzielnego lotu. I tak się stresował tym lotem. Poza tym zadzwoń do trenera i powiedź mu żeby chłopaki z drużyny nie napastowali go SMS bo jeszcze bardziej będzie przeżywał.
Odpuściłem. Głownie dlatego że nie znalazłem bezpośredniego lotu z Zakhyntos do okolic Rzeszowa wliczając w to Polskę, Słowację i Ukrainę. Najbliższy bezpośredni lot w piętek był do Wiednia z resztą za 30 euro. Bardzo daleko. Mijało się z celem. Rozbawiła mnie też kwestia związana z rzekomym lotniczym stresem Kajtka. Lubi latać i się tego nie boi za to ona owszem... Czyli przeniesienie... Zobaczymy jak zakończy się historia.
Tym razem historia nie koniecznie stworzona przez Kajtka ale za jego sprawą.
Rozgrywki w Turnieju Daichamana w Trzebownisku Kajtka drużynie w tym roku poszły spektakularnie dobrze. Wygrali właściwie wszystkie mecze. Niektóre nawet 12:0. Pierwsze miejsce w najmocniejszej grupie. Następny krok to finały miejskie, od których wiele zależy bo dalej już finały ogólnopolskie w Wałbrzychu. Gruba sprawa. 1 czerwca miało się okazać czy zakwalifikowali się do finałów miejskich. Jak się okazało, bez problemu. 8 czerwca planowane finały. Po rozgrywkach 1 czerwca podchodzę do trenera z informacją że Kajtka niestety nie będzie przez najbliższy tydzień na treningach i że wraca 9 czerwca bo jedzie z mamą na Zakhyntos co mieli zaplanowane jeszcze w kwietniu. Szkoda że trener o tym nie wiedział wcześniej. Chociaż i tak nie wiele by to zmieniło bo, jak się okazuje, składu a więc i bramkarza nie można zmienić po trzecim tygodniu rozgrywek a akurat mamy 7 tydzień. W efekcie trener zbladł i nie na żarty się zmartwił. Był wkurzony ale mimo to zachował zimną krew. Opanowany gość a jednak miało się wrażenie że w środku szlag go trafia. W sumie nie potrzebnie się mieszałem. Ostatecznie to nie ja powinienem o tym informować. Chciałem pomóc. Trudno. Wyszło jak wyszło. Dobrze że ktokolwiek mu powiedział. Inaczej dowiedziałby się na dzień lub dwa przed turniejem. Z tą myślą i słowami otuchy się pożegnaliśmy.
Kajtek już wcześniej nie był uradowany wycieczką, mimo że uwielbia podróżować. Tym razem miało go ominąć całe mnóstwo atrakcji, które ceni najwyżej jak to możliwe. W poniedziałek: Dzień Sportu w szkole czyli granie z kolegami z klasy w piłkę przez cały dzień. Wieczorem trening z drużyną. Wtorek, trening bramkarski. W środę i czwartek znowu trening z drużyną. No i w sobotę FINAŁ... o którym chyba wtedy jeszcze nie do końca wiedział. Był smutny i nieco bezradny.
Niedługo trzeba było czekać. Kilka chwil później sms od trenera: "Tak się zastanawiam :-) Może zbierzemy środki na pokrycie rezerwacji a Kajtek zostanie w Polsce?"
Przekazałem te informacje mamie Kajtka. Stwierdziła że nic na to nie poradzi, że rezerwacje miała wcześniej i nie będzie odwoływać na dzień przed wyjazdem.
Mój tato, dziadek Kajtka, jak się dowiedział o sytuacji, sam chciał zapłacić za rezerwację w całości, żeby tylko Kajtek został i grał w jednym z ważniejszych meczów w dotychczasowej jego karierze.
Wpadłem na pewien pomysł, więc wysłałem wiadomość do mamy Kajtka: "Wszyscy przeżywają że Kajtek nie będzie na finale... Nic mu nie mów... Ale... Jakbyśmy znaleźli samolot bez przesiadki w piątek to wsadziłabyś go do samolotu a ja bym go odebrał na lotnisku... Ok?" Skwitowała temat dość jednoznacznie: "Chyba zwariowałeś, trudno trener musi sobie poradzić ja nie będę go narażać na stres samodzielnego lotu. I tak się stresował tym lotem. Poza tym zadzwoń do trenera i powiedź mu żeby chłopaki z drużyny nie napastowali go SMS bo jeszcze bardziej będzie przeżywał.
Odpuściłem. Głownie dlatego że nie znalazłem bezpośredniego lotu z Zakhyntos do okolic Rzeszowa wliczając w to Polskę, Słowację i Ukrainę. Najbliższy bezpośredni lot w piętek był do Wiednia z resztą za 30 euro. Bardzo daleko. Mijało się z celem. Rozbawiła mnie też kwestia związana z rzekomym lotniczym stresem Kajtka. Lubi latać i się tego nie boi za to ona owszem... Czyli przeniesienie... Zobaczymy jak zakończy się historia.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)